Jarosław Kaczyński – poprzez pakiet socjalny – wykupił od Polek i Polaków pozwolenie na zniszczenie demokracji w Polsce i zbudowanie na jej gruzowisku własnego utopijnego państwa, które – po wyeliminowaniu takich wartości, jak choćby prawa (wolności) człowieka i obywatela czy społeczeństwo obywatelskie – opierać się ma na jedynowładztwie, kulcie jednostki niższego i wyższego rzędu (on jako “pierwszy kapłan” i jego brat jako “święty”), nowej religii państwowej, którą będzie narodowy katolicyzm oparty na interpretacji wiary rzymskokatolickiej dokonanej przez samego prezesa, oraz na nieustannym kreowaniu i definiowaniu “wrogów narodu” – tak wewnętrznych, jak i zewnętrznych.
Z jakiś powodów Jarosławowi Kaczyńskiemu zależy na zbudowaniu “państwa zagłady”, w którym będą obowiązywać jemu tylko bliskie wartości i zasady. Nie jest bowiem prawdą, że prezes PiS jest bogobojnym katolikiem. Polityka, jaką przyjął, jako środek do osiągnięcia celu uznała maksymalne wykorzystanie Kościoła Katolickiego w Polsce – nawet za cenę podziałów w nim samym. Zagrożenia tego zdają się nie dostrzegać sami hierarchowie kościelni, przez co Kościół Katolicki w Polsce straci swoją renomę i pozycję społeczną. Wystarczy bowiem postudiować najnowszą historię Polski, aby dowiedzieć się, że Kaczyński takim fanem kleru za specjalnie nie był. W tej sytuacji Kościół Katolicki ma dwie opcje do wyboru: bezwzględna lojalność wobec prezesa lub walka o rząd dusz z czymś w rodzaju “kościoła narodowego”.
Kaczyński jest zwykłym egoistą, egocentrykiem i narcyzem politycznym. Nie zależy mu bowiem na Polsce, Polkach i Polakach, a jedynie na wykreowaniu własnej historii, a w zasadzie nawet mitologii – ojca narodu. Problem w tym, że ów “ojciec narodu” nie ma w sobie za grosz odpowiedzialności i przyzwoitości, żeby takim państwem pokierować. Z drugiej strony będzie robił wszystko, ażeby nie oddać władzy konkurencji politycznej, którą – stosując niejako strategię wyjściową – zdefiniował jako wewnętrznych wrogów narodu. Tak zdefiniowani “wrogowie narodu” – w percepcji Kaczyńskiego – są równoznaczni z kolaborantami z czasów drugiej wojny światowej, a nawet z samymi okupantami. Wszystko bowiem, co wychodzi z ust prezesa jest “polskie i święte”, cała reszta natomiast to zdrada i zaprzaństwo.
Przemijanie, wyścig do tronu i “czarny koń”
Barierą, której nie może pokonać “ojciec narodu” jest jego własny wiek i fakt przemijania – z czego on sam doskonale zdaje sobie sprawę. W związku z tym prezes PiS zdał się rozpocząć swego rodzaju casting na swojego następcę, który wcale tak szybko się nie zakończy. Powszechnie twierdzi się, że głównymi pretendentami do schedy po Kaczyńskim są Zbigniew Ziobro i Mateusz Morawiecki. Pierwszy jednak popadł już raz w niełaskę u prezesa, czego mu się już nigdy nie zapomni, drugi natomiast jest wielką polityczną niewiadomą.
“Czarnym koniem” tego wyścigu może okazać się Antoni Macierewicz. Fakt pozwolenia na głoszenie przez niego herezji politycznych, jakie daje mu Jarosław Kaczyński, może na to wskazywać. Ów herezje bowiem wpisują się doskonale w nowo tworzoną religię “kościoła narodowego”. Obecny szef MON swoją karierę i pozycję polityczną w wolnej Polsce buduje na podejrzeniach, insynuacjach i oskarżeniach, kierowanych pod adresem przeciwników politycznych, o czynienie rzeczy najgorszych i najbardziej haniebnych względem suwerennego państwa. Jest to człowiek bez jakichkolwiek zahamowań, bezwzględny i cyniczny. Człowiek, który tak delikatne materie, jak śmierć i wieczny odpoczynek bez mrugnięcia okiem wykorzystuje jako oręż w bieżącej walce politycznej. Katastrofa smoleńska stała się bowiem okazją dla Macierewicza do wkupienia się w łaski prezesa z perspektywą jego zastąpienia.
Kaczyńskiemu potrzebny jest “polityczny wariat”, bowiem on sam nie będzie miał tyle siły, charyzmy, intelektu, ale przede wszystkim odwagi i elementarnej przyzwoitości w sobie potrzebnej do tego, aby pokierować cmentarzyskiem państwowości polskiej.
Foto: Newsweek.pl
Komentarze