Już nikt nie ma najmniejszych złudzeń, że z jakiegoś powodu odradzają się w Polsce czasy PRL-u. Sposób sprawowania władzy przez PiS – w tym rozgrywanie społeczeństwa – coraz bardziej przypomina tamte czasy, za którymi tęskni wielu i cieszy się z ich powrotu.
Analogii jest bardzo wiele – chociażby porównywanie Jarosława Kaczyńskiego do Pierwszego Sekretarza, jednak najbardziej uderzające jest podobieństwo w traktowaniu społeczeństwa przez władzę – zwłaszcza tej jego części, która się z nią nie zgadza i jawnie protestuje przeciwko temu, co ta władza robi, chociażby w sferze praw człowieka i obywatela.
„Szkodliwa opozycja”
Nieuchronnie zbliża się 11 Listopada – rocznica odrodzenia się wolnej Polski i dzień, w którym „prawdziwi patrioci” z ONR-u i Młodzieży Wszechpolskiej wyjdą z pałami i racami „świętować” Niepodległą. Było tak w poprzednich latach, dlaczego więc teraz miałoby być inaczej, skoro to środowisko ma ciche – a może już wcale nie takie ciche – poparcie władzy? Bowiem dla ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka to nie ONR jest zagrożeniem bezpieczeństwa publicznego, tylko KOD. Wygląda na to, że to KOD przez te wszystkie lata wszczynał uliczne burdy, wznosił rasistowskie okrzyki, niszczył mienie publiczne i podpalał wozy transmisyjne stacji telewizyjnych. A ja byłem przekonany, że to był ONR i Młodzież Wszechpolska. Ale ze mnie głupi, kulawy politolog. Co ja tam właściwie wiem? W końcu jestem niepełnosprawny, dlatego też – zgodnie z wytycznymi pani wiceminister edukacji – należy mnie od „prawdziwego narodu” odizolować.
Podobnie do opozycji odnoszono się w grudniu 1981 roku. Władze Polski Ludowej mówiły wówczas o ekstremie, która dążyła rzekomo do rozlewu krwi. Jak się za chwilę okazało, owe stwierdzenie stało się pretekstem do wprowadzenia stanu wojennego. Wtedy był też straszak w postaci „bratniej” Armii Czerwonej, dziś na szczęście Kaczyński takiego „komfortu” nie ma – przynajmniej na razie.
Armia Czerwona wcale niepotrzebna
Bo i nie musi mieć, gdyż za chwilę będzie miał własną nieformalną armię, której najwyższym przywódcą stanie się Antoni Macierewicz. Nawet on nie może dziś użyć Armii Polskiej do tłumienia manifestacji organizowanych przez KOD. A skoro nie można, a przynajmniej jeszcze nie wypada, rozpędzać opozycji wojskiem, to należy utworzyć oddziały Obrony Terytorialnej, które zasilą zwolennicy PiS i ONR i będą „prowadzić dialog” z opozycją na ulicach, które będą dewastowane przez działaczy – bo jakby inaczej – tejże opozycji. A wszystko dlatego, że mamy żyć w „Polsce dla Polaków, a nie Żydów i lewaków”.
W komunizmie obywateli w imieniu władzy bilo ZOMO i ORMO. Teraz będzie to robić banda przerośniętych idiotów z pałami, którym wydaje się, iż wiedzą, czym jest patriotyzm.
„Ludzie ludziom….”
Wszystko to stało się na życzenie społeczeństwa, które okazało się być naiwnym, gdyż uwierzono w to, że PiS z partii antysystemowej zmieniło się w ugrupowanie zdolne rządzić demokratycznym państwem prawa XXI wieku. Uwierzono w to, że nikt nie odważy się niweczyć dorobku, który państwo i społeczeństwo polskie osiągnęło w ciągu ostatnich dwudziestu siedmiu lat. Nie bano się o prawa człowieka i obywatela – o naszą wolność, godność, swobodę czy niezależność. O szacunek dla nas samych. Naiwni wszyscy ci, którzy myśleli, że Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości będzie nadal szanowanym krajem europejskim… Już nim nie jest.
Okazaliśmy się być także społeczeństwem chciwym, albowiem kupiono ludzi „żywą gotówką” daną na kredyt o lichwiarsko wysokim oprocentowaniu, który dostaną nieliczni, a spłacać będą wszyscy. I nie myślę tutaj wyłącznie o aspektach finansowych – choć niewątpliwie nasze kieszenie to wszystko odczują. Najbardziej odczuwalnymi „odsetkami” od owego kredytu będzie utrata przez nas wszystkich tych wartości, które wymieniłem powyżej.
Część społeczeństwa – wychowana w PRL-u – okazała się być po prostu sentymentalna. Lata młodości, które dla tych ludzi wydają się być po prostu „złotym wiekiem”. PiS natomiast okazał się być swego rodzaju „wehikułem czasu”, który ich tam przeniesie. Wydaje mi się, iż są to ludzie, którzy nie do końca zrozumieli istotę demokracji i jej zasady. Nie potrafili się także odnaleźć w realiach wolnego rynku, a państwo nie potrafiło ich do niego przystosować.
Ignorantami nazywam wszystkich, którzy nie biorą nigdy udziału w żadnych wyborach powszechnych. Ludzie ci zawsze tłumaczą się tym, że od ich głosu nic nie zależy, a jednocześnie są pierwszymi do narzekania i krytykowania wszystkiego i wszystkich wkoło. Typowa jest także u nich zazwyczaj postawa roszczeniowa wobec państwa i reszty społeczeństwa.
Leniwych w zasadzie można „podpiąć” pod grupę ignorantów. Są to ludzie, którzy nie tylko nie głosują, ale także nie biorą udziału w jakichkolwiek inicjatywach społecznych (w tym lokalnych) – chyba że otrzymują z tego tytułu ad hoc jakieś określone profity.
Nie zaliczam siebie do żadnej z wymienionych grup, choć po części także czuję się współwinny. Jako politolog bowiem nie potrafiłem skutecznie uzmysłowić innym tego, jakie niebezpieczeństwo niosą ze sobą rządy Prawa i Sprawiedliwości.
Przepraszam…
Komentarze