Dlaczego wracamy do starych seriali, choć mamy tysiąc nowych?

Możesz mnie wspomóc poprzez Fundację Avalon.

Dlaczego wracamy do klasyków?

Spodobała Ci się OpinioLogia lub jej część? Poleć ją innym!

Stare seriale mają niewątpliwie swój urok. Ale czy zastanawialiście się kiedyś na czym on tak naprawdę polega?

Reklamy

Zdarza się, że wieczorem otwieram serwis streamingowy, przewijam polecane, widzę listę nowości i… wyłączam SmartTV. Nie dlatego, że nic nie ma wartego uwagi — przeciwnie: there’s too much. W końcu wybieram odcinek starego serialu, który znam niemal na pamięć. I w ciągu trzydziestu minut czuję to samo: ulgę, znajomość, niedającą się oszukać bliskość fabuły, jaką dają rzeczy znane i sprawdzone.

To pytanie — dlaczego wracamy do starych seriali — nie jest tylko kwestią nostalgii. To pytanie o naszą potrzebę stałości, o rytuały, o to, że czasem wolimy oswojony kadr niż nieskończoną bibliotekę obietnic.

To felieton otwierający kategorię — Kultura z doskoku

Ten tekst otwiera nowy cykl na OpinioLogii: Kultura z doskoku — miejsce, gdzie nie recenzujemy na sucho, lecz zapisujemy, jak kultura wchodzi w nasze życie i zostawia tam ślady. Nie będziemy oceniać, tylko przeżywać i pytać. I dlatego zaczynamy od seriali, które wracają do nas samoistnie, jak ulubiony zapach z dzieciństwa.

Tego felietonu możecie wysłuchać także w formie audiobooka:

Kanał YouTube: Wojciech Kaniuka – społecznie

Stare seriale – gdzie zaczyna się nostalgia?

Nostalgia nie jest sentymentalnym słowem z kart książek. To praktyka. To konkretne gesty: przygotowanie tej samej herbaty, znalezienie tej samej kanapy, dopasowanie światła, które nie raz pomogło nam przeżyć moment niepewności. Wchodzimy w odcinek, bo już wiemy, co nas czeka — dramatyczna pauza, muzyka, spojrzenie aktora, które znaczy więcej niż sto nowych wątków.

W nowości jest ryzyko: a jeśli mi się nie spodoba?, a jeśli to strata czasu? W starym wiemy, ile emocji dostaniemy. To nie jest brak ciekawości — to wybór: dzisiaj chcę być bezpieczny.

Rytuał oglądania — mniej konsumpcja, więcej rytuał

Oglądanie starego serialu to rytuał, a człowiek potrzebuje rytuałów. Dla jednego to trzy odcinki przed snem, dla drugiego weekendowy maraton z ciepłą kołdrą. Rytuał porządkuje dzień. Paradoksalnie, kiedy wszystko poza ekranem jest niepewne — praca, relacje, wiadomości — powtarzalność serialu daje strukturę.

Poza tym: stare seriale często znamy na wylot. Możemy więc oglądać je po kawałku — tu myśl, tam dorysowany uśmiech — i znów poczuć, że nic nie musimy.

Czy to kwestia tożsamości?

Kiedy wracamy do serialu sprzed lat, wracamy do siebie sprzed lat. Nie chodzi o próbę cofnięcia się w czasie w sensie dosłownym, lecz o odtworzenie części własnej historii. Bohaterowie, których znaliśmy, bywali z nami w chwilach przełomowych — w rozstaniach, awansach, chorobach. Ich linie dialogowe mieszają się z naszymi pamięciami. Oglądając ponownie, potwierdzamy: oto byłem wtedy, i to mnie ukształtowało.

Dlatego stare seriale działają jak bezpieczne lustro — mniej wymagające niż nowy odcinek, bardziej uczciwe wobec naszej pamięci.

Technologia: paradoks wyboru

Mamy dziś tysiąc nowych seriali. Algorytmy polecają, katalogi kuszą, reklamy podsuwają. A im więcej wyboru, tym większe zmęczenie decyzyjne. Psychologia mówi jasno: zbyt wiele opcji paraliżuje. W efekcie wracamy do znanego repertuaru. To nie jest porażka technologii, raczej odbicie naszej naturalnej tendencji do upraszczania świata, kiedy on staje się zbyt skomplikowany.

I jeszcze jeden smaczek: stare seriale często są kompletne. Mają początek i koniec — nie łudzą ciągłą rozciągłością. To poczucie domknięcia jest cenne.

Co z tego wynika dla nas i kultury?

Po pierwsze: nie pogardzajmy powrotami. To nie regres — to strategia przetrwania w zalewie bodźców. Po drugie: producenci i twórcy mogą z tego uczyć się pokory. Czasem warto stworzyć historię, która da się oglądać ponownie, która nie męczy powtórką. Po trzecie: pamiętajmy, że kultura żyje w nas, nie tylko na premierach. To, że wracamy, znaczy, iż dana opowieść nas przygarnęła — i to jest komplement.

Małe zwycięstwa i codzienne ulgi

Może więc następnym razem, kiedy staniecie przed poleceniami algorytmów, zamiast skakać od trailera do trailera, usiądziecie z czymś sprawdzonym. Może to będzie tylko odcinek, który zawsze daje Wam spokój. Może to będzie dźwięk muzyki, który zawsze otwiera drzwi pamięci. Nie ma w tym wstydu. Jesteśmy stworzeniami rytuału i opowieści; wracanie do znajomego serialu to jeden z prostych sposobów, by się do siebie zbliżyć.

Stare seriale, do których lubię wracać

Dlaczego wracamy do starych seriali?

Dlaczego wracamy do starych seriali?

Jest nim na pewno serial Ekstradycja – w trzech jego odsłonach.

Ekstradycja I – początek legendy

Rok 1995 i nagle w polskich domach pojawia się serial, który nie miał nic wspólnego z grzeczną telewizją lat 80. Ekstradycja od razu uderzyła widza w twarz prawdą o przestępczym podziemiu i układach, o których do tej pory mówiło się tylko szeptem. Marek Kondrat w roli inspektora Halskiego stworzył postać, która łączyła w sobie twardość amerykańskich gliniarzy z warszawskim cynizmem – a jednak była boleśnie ludzka, zmęczona i naznaczona własnymi demonami. Pierwsza część to było odkrycie: można w Polsce zrobić thriller, który ma puls i oddycha życiem.

Ekstradycja II – wejście w mrok

Druga seria, z 1996 roku, była jeszcze mocniejsza. Nie tylko dlatego, że scenariusz sięgnął po powiązania mafii z polityką i biznesem, ale również dlatego, że Halski stał się jeszcze bardziej samotny. Jego świat rozsypywał się na kawałki, a widzowie chłonęli to z niezdrową fascynacją. To właśnie w dwójce Ekstradycja przekroczyła granicę serialu kryminalnego i stała się obrazem transformacyjnej Polski, gdzie wolność mieszała się z brutalnością, a pieniądze pachniały krwią. Wtedy też rodził się fenomen – oglądaliśmy nie tylko fabułę, ale też własne społeczne lęki na ekranie.

Ekstradycja III – pożegnanie z Halskim

W 1998 roku dostaliśmy trzecią odsłonę – może najbardziej dyskusyjną, bo wiele osób miało poczucie, że Halski już idzie po równi pochyłej. Ale właśnie w tym tkwiła jej siła. Z jednej strony serial stał się jeszcze bardziej filmowy, jeszcze bardziej bezkompromisowy, z drugiej – widzieliśmy inspektora, który płaci najwyższą cenę za swoją nieustępliwość. Dla wielu fanów to była ostatnia tak mocna rola Kondrata w telewizji. Ekstradycja III zamknęła cykl nie happy endem, ale gorzką konstatacją: w starciu z systemem człowiek zawsze zostaje sam.


Reklamę na OpinioLogii możesz mieć, pisząc do mnie na adres: reklama@opiniologia.pl


A jeśli chcesz wspomóc rozwój OpinioLogii, możesz to zrobić w systemie PayPal – paypal.me/opiniologia


SforaFałszerze. Powrót sfory

W latach 2002 – 2007 Telewizja Polska zapełniła ramówkę kolejnymi odcinkami gangstersko-policyjnego serialu Wojciecha Wójcika. Sfora (premiera 6 października 2002) przedstawiła losy czwórki przyjaciół ze stołecznego osiedla, którzy z dzieciństwa wynieśli pakt sfora i jako dorośli – policjanci i prokuratorzy – ruszają na wojnę z lokalnym bossem Ryszardem Starewiczem.

W główne role wcielili się Olaf Lubaszenko (kom. Olbrycht), Paweł Wilczak (nadkom. Duch), Radosław Pazura (prok. Nowicki) i Krzysztof Kolberger (Starewicz). Serial wyraźnie nawiązywał do stylistyki wcześniejszej Ekstradycji – Wójcik, znany z ekranizacji potyczek detektywa Halskiego, znów opowiadał o twardych stróżach prawa i bezwzględnych gangsterach.

Emisja Sfory na antenie TVP1 wywołała entuzjazm widzów – swój silny odbiór potwierdziły wysokie oceny (średnia 7,3/10 na Filmwebie) oraz hojne słowa o najlepszym polskim serialu kryminalnym tamtych lat. Społeczny kontekst był tu nie bez znaczenia – widzowie z pokolenia transformacji chętnie śledzili historię o przyjaźni, poświęceniu i sprawiedliwości, rozgrywaną na tle dziejącej się u nas mafijnej rzeczywistości.

Pięć lat później Wójcik zmontował Fałszerzy. Powrót Sfory, pełną 14 odcinków kontynuację z 2002 roku. Tu stawka znów rośnie: po ucieczce z więzienia Starewicza i jego wspólnika Bottiego, kom. Olbrycht (Lubaszenko) i prokurator Nowicki (Pazura) wyruszają na pościg, który ujawnia aferę drukowania fałszywych pieniędzy. Z ekranu nie schodzą ci sami bohaterowie – do Lubaszenki i Pazury dołączyli m.in. Mirosław Zbrojewicz, Artur Żmijewski, Karolina Gruszka i sam Paweł Wilczak – co miało rozpalić sentyment u dawnych fanów. Efekt w powszechnej świadomości był jednak niejednoznaczny. Widzowie ocenili serię już nieco chłodniej (ok. 6,9/10 na Filmwebie), a krytycy – jeśli w ogóle – wzruszali ramionami (brak ocen krytycznych na portalu filmweb.pl).

Powrocie Sfory czujemy dziś przede wszystkim nostalgię: powrót do starej ekipy i znanych motywów stał się społeczno-emocjonalnym ukłonem w stronę widza, który miewa czasem ochotę uciec do czasów prostszych, choć wciąż pełnych napięcia. Oba seriale wpisują się w ten właśnie fenomen – moda na rewitalizację dawnych hitów pokazuje, że szukamy w nich znajomych bohaterów i obrazów, które pomagają nam przepracować rzeczywistość tu i teraz.

Dla mnie to powrót – zarówno do lat dzieciństwa, jak i wczesnej młodości (z okresem studiów włącznie). Ekstradycję pamiętam jeszcze z odwiedzin u dziadka, który oglądał ją w każdy czwartkowy wieczór. Później, już jako dorosły człowiek – a zwłaszcza najpierw student, a następnie absolwent politologii – zacząłem zwracać uwagę na kontekst społeczno-polityczny, jaki w tych serialach został ukazany. I muszę przyznać się tutaj do jeszcze jednej rzeczy: jako dzieciak marzyłem o tym, żeby być gliną. 😁

Oczywiście lubię też dużo starsze seriale – jak choćby te, które wyreżyserował Stanisław Bareja – w wyjątkowy sposób ukazujące absurdalną rzeczywistość epoki PRL. Mam tu na myśli choćby serial ZmiennicyAlternatywy 4 itp. Z racji na ukończone czterdzieści lat w tamtym roku zacząłem, a w tym skończyłem oglądać serial Czterdziestolatek w reżyserii Jerzego Gruzy.

Dla mnie oczywiście nie jest już to rzeczywistość, którą mógłbym pamiętać, lecz historia – ale za to jak opowiedziana! 😁😁

Na zakończenie — pytanie, nie puenta

Nie skończę tego tekstu ostateczną tezą. Wolę zakończyć pytaniem: weźmiecie dziś pod uwagę jakiś serial do obejrzenia na nowo, i dlaczego?

I czy to, że wracacie, nie jest najlepszą rekomendacją — dla opowieści i dla Was samych?

Serdecznie zapraszam do dyskusji w komentarzach poniżej i na Fanpage’u OpinioLogii – www.facebook.con/opiniologia. 🙂


Źródła:

Źródła faktograficzne: FilmPolski, Filmweb, TVP (encyklopedyczne bazy danych i serwisy telewizyjne) – zawierają informacje o serialach i obsadzie.

Źródła publicystyczne: GeekWeek/Interia, Kodyfine, Press, Zwierciadło – zawierają artykuły i analizy dotyczące nostalgii, kultury telewizyjnej i strategii promocyjnych.

Grafika

Zdjęcie tytułowe:

Ta grafika w formacie prostokąta przedstawia kolaż inspirowany kultowymi serialami telewizyjnymi sprzed lat. W tle widać zgaszone, lekko nostalgiczne barwy – odcienie granatu, szarości i beżu – które przywodzą na myśl klimat dawnych wieczorów przed telewizorem. Na pierwszym planie pojawia się tytuł felietonu: Dlaczego wracamy do starych seriali, choć mamy tysiąc nowych?, zapisany dużą białą, pogrubioną, czytelną czcionką, w górnej części obrazu. Poniżej widzimy pięć postaci, druga od lewej przypomina komisarza Halskiego, którego grał Marek Kondrat.

Poniżej widzimy czerwony pogrubiony napis: EKSTRADYCJA.

Pod trzy kolejna postacie, z których pierwsza od lewej przypomina Olafa Lubaszenkę.

Pod tymi postaciami widzimy biały pogrubiony napis: SFORA.

Zdjęcie w treści:

Ta grafika wyróżniająca została przygotowana dla felietonu „Dlaczego wracamy do starych seriali, choć mamy tysiąc nowych?” otwierającego kategorię Kultura z doskoku na OpinioLogii.

Przedstawia minimalistyczną, wektorową scenę: na tle ciepłej, nostalgicznej kolorystyki (beże, pomarańcze i brązy) znajduje się prostokątny ekran telewizora w czarnej ramce, a obok niego – okrągły tort z kilkoma świeczkami. Motyw tortu subtelnie nawiązuje do „urodzin” czy jubileuszu kultowych seriali, które mimo upływu czasu nadal wracają w naszej pamięci i na naszych ekranach.

Na górze, w ciemnym pasku, widnieje napis Kultura z doskoku wskazujący kategorię, a w dolnej części umieszczono tytuł felietonu wraz z podtytułem: Felieton otwierający kategorię Kultura z doskoku.

Wygenerowane przez AI.

Komentarze

Komentarze