Kobieco-męskie odyseje – to chyba najlepsze określenie dla relacji z kobietami, których Wiktor doświadczył w swoim – przecież wcale nie aż tak bardzo długim – życiu. Z poprzedniej części powieści wiemy, że były to trzy nieudane dla niego historie miłosne. Nie zabrakło w nich bohaterek i bohaterów postronnych. Ludzi, którzy mieli na ich przebieg ogromny wpływ. Mieli, choć tak naprawdę nie powinni. Bo czym jest nasze życie, jeżeli o wszystkim decydują za nas inni? Filmem lub spektaklem bez reżysera. Książką bez autora. Okrętem pozbawionym kapitana. Pustką. Aktem całkowicie bezsensownej i kompletnie bezwartościowej wegetacji, w której tkwimy po nic. Drogą, po której biegnie się donikąd.
Poprzednio: Pragnienia i emocje, które nami targają
Tak jak prześladowany przez Posejdona Odyseusz błąkał się dziesięć lat po morzu, zmagając się z własnymi słabościami i nieprzychylnością bogów, tak Wiktor rzucał się w wir czegoś, co chyba możemy nazwać krótkimi romansami. Czy jednak intensywnymi? Moim zdaniem każdy romans jest intensywny – niezależnie od jego charakteru oraz czasu i okoliczności, w jakich się on toczy. Jest to jednak tylko moja opinia, z którą wcale nie musicie się zgadzać.
Wspomnienia i rozważania na przełomie lata i jesieni
Wiktor siedział przy swoim laptopie z olbrzymią klawiaturą, której musiał używać ze względu na bardzo ograniczoną sprawność rąk. Przypominała ona dawne maszyny do produkcji słoików, które obsługiwali ludzie w białych uniformach, jak też panel sterujący w samolocie. Chciał pracować nad e-bookiem promocyjnym, realizację którego zlecił mu duży koncern eventowy. Dla Wiktora była to ogromna okazja ku temu, aby umocnić swoją pozycję na rynku copywritingu. Trzeba przyznać uczciwie, że i tak była ona całkiem niezła. Jednak dzięki temu zleceniu mógł zostać członkiem elity, jaka ukonstytuowała się w jego profesji.
Za oknem lato próbowało nie dać za wygraną nieuchronnie nadciągającej jesieni. Raz świeciło słońce, które nadal zachęcało do dłuższych spacerów, żeby za chwilę ustąpić miejsca rzęsistemu deszczowi, który nadciągał szybko i niespodziewanie. Bolała go głowa. Pewnie to wina whiskey i marihuany – jedynych dam na wczorajszym spotkaniu z Leonem i Nikodemem. Ból głowy miał zapewne jeszcze jedną istotną przyczynę. Swoim współbiesiadnikom nasz magister politologii dał się zapędzić w miejsce, do którego dostęp miał dotychczas tylko on sam. Jeżeli alkohol i narkotyk (nawet ten najlżejszy) połączysz z nagłą chwilą szczerości, to nie masz już odwrotu. Skacząc w przepaść bez żadnego zabezpieczenia, nie zawrócisz w połowie drogi. Musisz spaść i ponieść tego wszelkie konsekwencje. Bądź pewna/pewien, że rozbijesz się wtedy w drobny pył.
Przeczytajcie także: Wycinka drzew Konstancin – czy warto zaufać sprawdzonej firmie? [Artykuł sponsorowany]
I tak właśnie tego słoneczno-deszczowego dnia czuł się Wiktor – roztrzaskany na miliony kawałków. Choć lubił Nikodema i Leona, a nawet zdążył im zaufać, to i tak bardzo żałował, że otworzył przed nimi strefę swojego życia, w której powinien przebywać tylko on. Ewentualny dostęp do tej krainy tajemnic intymnych mogłaby mieć jego przyszła partnerka, o ile udałoby im się zbudować między sobą silną więź, relacje oparte na prawdziwych i szczerych uczuciach oraz wzajemnym i bezgranicznym zaufaniu. A na coś takiego w najbliższej przyszłości się nie zanosiło. A może właśnie to było przyczyną swoistego cominng outu Wiktora?
A co takiego im opowiedział?
Kobieco-męskie odyseje i ich trzy główne bohaterki
Gdy wchodzimy w tak zwany wiek dojrzewania, daje o sobie znać nasza seksualność, a także potrzeba bycia z kimś. Niewątpliwie inaczej postrzega to zaczynający dorastać młokos, w odróżnieniu od dojrzałego człowieka. Aczkolwiek, jak już to sobie niegdyś wyjaśniliśmy, owa dojrzałość jest dzisiaj pojęciem umownym i bardzo relatywnym. Już w bardzo młodym wieku Wiktor zaczął fascynować się kobietami. Określenie kobieta nie jest tutaj wcale żadnym nadużyciem. Przyszły magister politologii między dwunastym a szesnastym rokiem życia zaczął odurzać się nie tylko swoimi szkolnymi koleżankami, ale także bardzo młodymi i niezwykle atrakcyjnymi nauczycielkami.
Być może wynikało to z faktu indywidualnego nauczania, które przeważało w jego edukacji. Jest to jakieś wytłumaczenie, ale czy w tym przypadku oby na pewno do końca trafione? Biorąc pod uwagę późniejsze kobieco-męskie odyseje, w które Wiktor wyruszył w momencie przekroczenia progu dorosłości, trudno jest tak naprawdę o jednoznaczne stwierdzenie. Każdy ma prawo do swoich upodobań i preferencji. Wiktora fascynowały kobiety od niego starsze. Czy mogło to wynikać z faktu częstego przebywania ze wspomnianymi już młodymi nauczycielkami, ale także z rehabilitantkami, które przeważnie były bardzo atrakcyjne? Uważam, iż nie da się tego wykluczyć. Jedynym wyjątkiem była jego pierwsza miłość.
Ewa
Była od niego zaledwie rok młodsza, pod każdym względem idealna. Wysoka, zgrabna brunetka o długich do pasa włosach i niebieskich jak ocean oczach. Od zawsze marzył o takiej kobiecie. Między nimi istniało braterstwo dusz – rozumieli się idealnie. Nie było między nimi czegoś, co on sam nazywa dzisiaj bezdusznym seksem – w każdej, nawet stricte werbalnej, formie. Oczywiście dostrzegał jej wręcz perfekcyjną, wnet przez niego samego wymarzoną, urodę. Nie był przecież idiotą, ani tym bardziej impotentem.
Tak samo, jak dziś, pociągała go erotyka, oglądał pornografię w sieci i regularnie się masturbował. Najważniejsze było jednak dla nich to, co razem czują, myślą i przeżywają. Oboje zostali skrzywdzeni przez los. Być może, jeśli nie na pewno, przede wszystkim to ich do siebie tak bardzo zbliżyło. Pomiędzy nimi krążyły długie, wysłane wręcz z regularną częstotliwością, maile. Rzadko korzystali z portali społecznościowych i przypisanych do nich komunikatorów. Oboje uważali bowiem, że urągają one pewnego rodzaju intymności, jaka wytworzyła się w ich relacjach.
W ich mailach było w zasadzie wszystko. Pisali o swoich radościach i smutkach, sukcesach i porażkach… O życiu rodzinnym i życiu w ogóle… Nie brakowało w nich głębokich, wręcz filozoficznych, przemyśleń, obok których pojawiały się także troski i radości dnia powszedniego. Pewnego razu wyznał jej miłość, czym wprawił ją w ogromne zakłopotanie. Sam dziwił się sobie, że mógł pokochać kobietę, którą znał tylko z listów i fotografii. A jednak, stało się… Tym, co mogła w zamian mu zaoferować była jedynie – jak to sama określiła – braterska miłość.
Choć cierpiał, kontynuował tę znajomość. Miał bowiem nadzieję, że z upływem czasu i kolejnych maili uda mu się wzbudzić w Ewie dokładnie to samo uczucie, którym sam ją obdarzył. Był moment w ich relacji, dla którego – choć przez chwilę – według Wiktora warto było znosić to cierpienie. Tymi chwilami były odwiedziny Ewy, którymi zaszczyciła go pewnego lata.
Był przeszczęśliwy, gdyż miał ją przy sobie. Mógł nasycać swój wzrok jej pięknem, czuć oszałamiający zapach perfum, których używała, a niekiedy nawet i aksamitny dotyk, którego niby przypadkowo doświadczał. Oczarowała go i jego bliskich. Pękał z dumy, gdy spacerowali razem po jego miejscowości. Piękno jezior, rzek, parków i lasów całkowicie zostało przyćmione jej urodą. Nadszedł czas pożegnania… Cierpieli oboje, choć podłoże cierpienia jej i jego nieco różniło się od siebie. Ona nie mogła dać mu takiej miłości, której pragnął, on natomiast miał świadomość, iż autobus rejsowy, z którego machała mu na pożegnanie, już nigdy więcej nie powróci.
Było to, niestety, trafione przeczucie. Mailowali ze sobą jeszcze przez jakiś czas. Bardzo długo przed jej wizytą, w jednym z listów wyznał, że jeśli pojawi się w jej życiu inny facet, to on się z niego usunie. Nastąpiło to w niedługim czasie. Pragnęła mieć w nim nadal przyjaciela, rozmówcę, może nawet orędownika. Jego nie było jednak stać na takie poświęcenie – nawet dla niej. Do dziś myśli o niej, o tym wszystkim, co się wówczas wydarzyło i – choć wydawać się to może irracjonalne – tęskni. Wtedy był zbyt mały i biedny, ażeby przyjąć, a zarazem ofiarować jej przyjaźń. Czy dzisiaj byłoby go na to stać…? To pytanie najprawdopodobniej już na zawsze pozostanie bez odpowiedzi…
Rzuciło go to w otchłań perwersyjnego hedonizmu. Po historii z Ewą liczył się tylko seks, bez żadnych uczuć, emocji, tęsknot czy filozoficzno-psychologicznych uniesień. Mieszkając z rodzicami, którzy byli bardzo konserwatywnymi katolikami, swoje najbardziej intymne potrzeby mógł zaspokajać jedynie dzięki wirtualnej rzeczywistości. Dopiero, gdy się w pełni uniezależnił finansowo i nawiązał ścisłą współpracę z osobistym asystentem Pawłem, wyprowadził się z domu rodzinnego, co pozwoliło mu na regularne korzystanie z usług seksworkerek. Ale więcej na ten temat powiemy sobie nieco później.
Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę w czasach domu rodzinnego Wiktora. A był to okres dwóch kolejnych kobieco-męskich odysei, w które ponownie – i to w krótkich odstępach czasowych – wyruszył.
Natalia
Była o jedenaście lat od niego starszą rozwódką z trójką dzieci. Właściwie jej rozwód nastąpił już w trakcie ich pierwszych spotkań. Ona – porzucona przez męża dla młodszej, on – zraniony i sfrustrowany nieszczęśliwą miłością student drugiego roku politologii, który – niejako w zastępstwie imprez studenckich, w których nie mógł brać udziału, gdyż studiował w trybie e-learning ze swojego uroczego, aczkolwiek zarazem niewielkiego miasteczka – szukał na różnych portalach w piątkowe wieczory rozrywki, towarzystwa kobiet, z wirtualnym seksem włącznie.
Trudno dziś jest już ustalić, kto kogo pierwszy zaczepił – on ją, czy ona jego. Zaczął głupio i niefortunnie. Sądził bowiem, że po raz enty spotkał lalunię, którą będzie mógł łatwo bzyknąć i spokojnie zasnąć po ciężkim tygodniu zajęć na platformie e-learningowej. Postanowił wypytać ją o jej wygląd zewnętrzny… O jego szczegóły – z intymnymi obszarami jej cielesności włącznie… Interesowało go, jakie ma piersi i pośladki, czy jej łono jest owłosione… Zapytała wtedy, czy on doprawdy aż tak bardzo interesuje się anatomią.
Ocucił się dzięki temu pytaniu i przypomniał sobie czasy, kiedy ogromną wartość stanowiło dla niego wnętrze kobiety – jej myśli, odczucia, uczucia i pragnienia. Przeprosił… Potrzeba bliskości, intymności, seksualności bardzo często czyniła go zwierzęciem, bydlakiem, zwyrodnialcem… Na szczęście była kobietą zdystansowaną, wyrozumiałą, doświadczoną i tolerancyjną. Dalej poruszone tematy pozwoliły im się polubić i autentycznie zainteresować sobą nawzajem. Przypadli sobie do gustu i jakże ogromne było ich zdziwienie, gdy okazało się, że mieszkają w tym samym mieście,
Pierwszy raz ujrzał ją, siedząc w niedzielne, wrześniowe – jeszcze słoneczne i ciepłe – popołudnie przed domem, lekko skacowany po sobotniej imprezie rodzinnej. Szła z koleżanką, uśmiechnęła się do niego…
– Cześć – zabrzmiało w jego uszach.
– Cz…eść – odpowiedział z charakterystycznym dla niego trudem.
– Jawa, sen, a może wczorajszy alkohol? – zapytał w duchu samego siebie.
Wyjaśnił jej później, gdy – właściwie, jak niemal każdego dnia – rozmawiali przez komunikator internetowy, że wzięły nad nim górę emocje i niepełnosprawność, dotykająca także w ogromnym stopniu jego mowy. Rozumiała to doskonale. Wbrew niezbyt przychylnej – niekiedy wręcz potępiającej – opinii jego bliskich, spotykali się średnio raz na tydzień. Rozmawiali o życiu. O marzeniach, które okazały się wspólne i na tyle ważne, że pod ich wpływem – choć trudno w to uwierzyć – wybrał temat swojej pracy dyplomowej.
Odczytywali siebie nawzajem, choć często barierą była dla nich jego niewyraźna mowa. Z pomocą przychodził jednak wtedy komputer z edytorem tekstu. Nie brakowało między nimi czułości oraz intymności. Była pierwszą kobietą, z którą się całował. Choć bardzo często ze sobą flirtowali i bez skrępowania rozmawiali o cielesności i seksualności (chociażby jego przyznanie się do erekcji podczas pocałunku, opisywanie, w co są ubrani, gdy się nie widzieli, czy mówienie/pisanie o masturbacji podczas minionej nocy), nigdy nie odbyli ze sobą stosunku. Nie mieli ku temu warunków, zabrakło im być może też i czasu…
Przede wszystkim jednak zabrało odwagi, żeby pójść dalej, choć on – mimo ostrego sprzeciwu i wybitnie złośliwych uwag ze strony swoich bliskich – chciał tego najbardziej na świecie. Ona – świeżo upieczona rozwódka z trzema dorastającymi synami – nie była gotowa na związek, a tym bardziej na bycie z facetem z tak znaczną niepełnosprawnością, co niewątpliwie wymaga ogromnego trudu i poświęcenia.
Bogatszy o poprzednie doświadczenia, wybaczył i – cholera wiedzieć, czemu – postanowił zafundować sobie powtórkę z rozrywki. Rozumiał sytuację i postawę Natalii. Dlatego też na wspomnienie o niej nadal czuje ogromną sympatię.
Uczuciem tym nie mógł już, niestety, obdarować jej następczyni.
Justyna
Choć kobieco-męskie odyseje Wiktora i Justyny były powierzchownie podobne do jego relacji z Natalią, to są to jednak dwie zupełnie inne historie. Tak, jak zupełnie różnymi od siebie są ich główne bohaterki.
Historia ta ze wszystkich trzech okazała się być najkrótszą, za to jej dynamizm i niespodziewane zwroty akcji niejako uczyniły ją bardziej krwistą w stosunku do poprzedniej. Schemat wydawał się być bardzo podobny. Jednak faktyczne różnice i wynikające z nich pułapki były aż nadto widoczne. Dostrzegali to wszyscy – rzecz jasna poza Wiktorem, który, targany emocjami i pragnieniami, dostrzegał wszystko poza dającymi się dość łatwo odczytać faktami.
Czat, komunikator, jakieś tam listy, trzy wizyty u niego w domu i kilka odwołanych w ostatniej chwili. Troje dzieci z dwoma facetami. Manipulowanie i kłamstwa – od jej rzekomej choroby nowotworowej (niby szybko zoperowanej i cudem wyleczonej, choć żadnych śladów po zabiegu, podczas jej wizyty nie zauważył), po zamiar zamieszkania razem w jego mieście. Wierzył w to wszystko, choć wszyscy dookoła pukali się w czoło.
Uznawał to wtedy za dyktaturę ze strony własnej rodziny, do której prawo – jak wówczas sądził – uzurpowali sobie wobec niego z powodu niepełnosprawności. Widział wtedy potrzebę walczenia o swoją wolność osobistą, niezależność, autonomię i godność – przez co narażał się często na bardzo ostre spięcia ze swoimi bliskimi. Choć wówczas racja okazała się leżeć, niestety, nie po jego stronie, potrzeba owej walki w nim pozostała. Dlatego po ukończeniu i studiów i znalezieniu dość dobrze płatnej pracy postanowił wyprowadzić się od rodziców, korzystając między innymi z usług asystenckich Pawła.
Dziś wstydzi się tego, że tak długo i do takiego stopnia pozwolił kobiecie na manipulowanie własną osobą. On, który podczas studiów o manipulacji się uczył! Setki historii, którymi w tamtym czasie go karmiła, budzą w nim dziś zażenowanie, obrzydzenie, ale niekiedy także i śmiech.
Działo się tak dlatego, iż w perfekcyjny sposób potrafiła go podejść. Wiedziała o jego poprzednich kobieco-męskich odysejach, nie było w tym więc nic trudnego. Były też chwile, które chce pamiętać – jak choćby gorące pocałunki i wzajemne dotykanie miejsc intymnych podczas jej wizyt.
Żyć wypada dalej…
Za oknem znowu powróciło lato, które ponownie zwyciężyło z jesienią. Pytanie tylko, na jak długo? Wiktor siedział wpatrzony w obraz namalowany przez tę swoistą bitwę tych dwóch – jakże barwnych, a jednak ze sobą konkurujących – pór roku. Zamiast skupić się na swojej pracy – na tym, co teraźniejsze i przyszłe – utkwił, niczym złapane w sidła zwierzę, w przeszłości.
Wszystko to, co przeżył – zwłaszcza zawirowania miłosne – sprawiło, że stał się człowiekiem niesłychanie samotnym.
W dużym stopniu było to spowodowane trybem jego studiów, a następnie pracy, który doskonale się sprawdził w kontekście pokonania (czy właściwie ominięcia) barier, które spowodowane zostały jego niepełnosprawnością, jednak okazał się być całkowitą porażką, jeżeli idzie o szeroko rozumianą integrację społeczną. Poza rodziną, która dbała o niego nad wyraz (będąc w wielu momentach po prostu nadopiekuńcza i zbyt bojąca się o swojego bliskiego, który przecież nieustannie potrzebował pomocy i opieki z ich strony), jego życie towarzyskie w zasadzie nie istniało. Odczuwał coś, co sam określił jako samotność wśród tłumu.
Jego sytuacja poprawiła się wówczas, gdy zaczął być coraz bardziej aktywny – nie tylko zawodowo, ale i społecznie. Program wspierania niezależności i aktywizacji osób z niepełnosprawnościami pozwolił na zamieszkanie osobno od rodziny, z którą nadal łączyły go bardzo dobre relacje. Decyzja o wyprowadzce była trudna do przyjęcia dla jego bliskich – zwłaszcza rodziców, którzy szalenie to przeżywali, a i rodzeństwo miało w tej sprawie (najdelikatniej rzecz ujmując) ogromne wątpliwości. On sam chciał jednak pozostać synem, bratem, szwagrem i wujkiem, a nie kimś, kim należy się nieustannie opiekować. Do furii doprowadzały go sytuacje, gdy ktoś nawet w najbardziej błahych sprawach, decydował za niego. Chciał być osobą całkowicie niezależną – w stu procentach autonomiczną jednostką społeczną.
Niezależne życie dzięki wsparciu ludzi i technologii
Umożliwiła to dopiero wspomniana już tutaj współpraca z Pawłem – jego głównym asystentem osobistym, którego saportowali Malwina i Tomek. Cała trójka pracowała dla Wiktora, który sprawy organizacyjne załatwiał z jego (jak nazwano potocznie Pawła) główną inteligentną protezą. Wiktor opłacał tę usługę w wysokości dwudziestu procent świadczenia wyrównawczego z tytułu niepełnosprawności, jakie otrzymywał od państwa, które dopłacało także do jego asystencji osobistej. Wszyscy troje mieszkali blisko niego i pełnili ośmiogodzinne dyżury, w czasie których mógł poprosić ich o wsparcie. Wtedy, gdy przebywali na urlopie oraz podczas jego dalszych, a co za tym idzie – dłuższych wyjazdów mógł także korzystać z usług praktykantek i praktykantów, którzy uczyli się zawodu asystenta osobistego osoby z niepełnosprawnością.
Polecam: Podnośniki dla osób niepełnosprawnych i seniorów – jaki wybrać?
W byciu niezależnym Wiktorowi pomagała także technologia. Od paru lat korzystał z inteligentnego ramienia, dzięki któremu mógł sam się ubrać, umyć twarz i zęby, przygotować prosty posiłek, by go samemu zjeść, czy skorzystać z toalety. Sterował nim za pomocą fal mózgowych, dzięki niewielkiemu chipowi, który wszczepiono mu za lewym uchem. Co pięć lat musiał go wymieniać, co nie było jakoś specjalnie uciążliwe, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, jak bardzo dzięki temu stał się samodzielny, a co za tym idzie – zwiększył swoją niezależność. Nie byłaby ona jednak w pełni możliwa, gdyby nie opisany powyżej czynnik ludzki.
***
Z otchłani rozmyślań nad tym, co było wyrwał go dzwonek domofonu. To Paweł, który rozpoczynał swój nocny dyżur.
– Cześć! – zawołał radośnie od progu asystent. – Jak tam po wczorajszym melanżu?
– Daj spokój – odpowiedział stłamszony Wiktor, podając asystentowi rękę na powitanie. – We łbie mam chyba wszystkie wojny, jakie wydarzyły się w historii tego świata.
– Nic dziwnego – roześmiał się Paweł. – Słyszałem od Malwiny, że nieźle wczoraj popłynęliście z chłopakami.
– Oj tak, tak… A “łycha” i “marycha” najwyraźniej za sobą nie przepadają i mszczą się na tych, którzy ich ze sobą na siłę swatają.
– Napisałeś coś dzisiaj? – zapytał, Paweł, który miał duże uznanie i szacunek dla pracy Wiktora.
– Jedynym, co mógłbym dzisiaj napisać, to własny testament, względnie nekrolog – odpowiedział znany z czarnego humoru Wiktor.
Paweł roześmiał się życzliwie na taką odpowiedź. Klepnął go lekko w ramię i zaproponował:
– To może chcesz wyjść na zewnątrz, żeby przewietrzyć głowę?
– W sumie to bardzo chętnie – ucieszył się na propozycję swojego głównego asystenta Wiktor.
Gdy spacerowali przy rzece Wodna i podziwiali widoki swojego miasta, czyli jego mieszkanki, a niekiedy jeszcze turystki, we wciąż letnio-krótkich spódniczkach, odezwał się smartfon Wiktora.
– Tak, łajzo niechodząca? – w ten sposób Wiktor powitał dzwoniącego do niego Nikodema.
– A jednak kacyk? – zapytał tamten z wesołym tonem.
– Nazwałbym to raczej stanem przedagonalnym – zażartował Wiktor. – A jak u ciebie?
– Perfecto! – wykrzyknął Nikodem. – Mam już dziś nawet za sobą trzy przeprowadzone zaliczenia.
– Egzaminów czy studentek?
– O tej porze dnia wyłącznie egzaminów – westchnął radośnie Nikodem. – Choć – dodał – kto wie… Do południa poprawiły oceny z sesji letniej, a wieczorem najprawdopodobniej będą poprawiać spódniczki. Dlatego o 20:00 widzimy się w “Upadłym misiu”.
– Z kim się widzisz?
– No z tobą, gamoniu. Leon nie może, bo cierpi na poważną przypadłość.
– Kac czy – oby nie – zatrucie alkoholowe?
– O wiele gorzej… Małżeństwo!
Roześmieli się oboje, po czym Wiktor oznajmił:
– Nie no… Nie dam rady. Zdycham.
– Pakuj swoją kulawą dupę w wózek aktywny i nie marudź – zaoponował Nikodem. – Do “Upadłego…” przychodzą fajne i całkiem wartościowe laski. Musimy w końcu znaleźć ci alternatywę dla płatnego seksu.
– A ty dbasz teraz o moje morale, stan konta czy nie chcesz, żebym złapał jakiejś choroby wenerycznej? – zapytał Wiktor.
– Full option – odparł jego rozmówca. – Do zobaczenia o 20:00 – dorzucił szybko, po czym się rozłączył.
– Musiałbym zafundować sobie szybki prysznic – zwrócił się Wiktor do Pawła. – Damy radę?
– Jasne, nie ma problemu – odpowiedział asystent.
W Upadłym misiu nie zabrakło wielu ciekawych wydarzeń i zwrotów akcji. Ale o nich opowiem Wam w kolejnej części powieści #wKołoŻycia, Obserwujcie zatem uważnie Fanpage OpinioLogii – www.facebook.con/opiniologia, aby wiedzieć, kiedy się ona ukażę.
Następnie: Nie do końca upadłe historie dwojga dżentelmenów
Grafika:
Kobieco-męskie odyseje Wiktora – #wKołoŻycia
Na zdjęciu (po lewej stronie) widzimy czarny owal imitujący koło, w nim czarny hasztag #wKołoŻycia, a pod nim ostrzeżenie 18+ – treść przeznaczona dla osób powyżej osiemnastego roku życia.
Po prawej stronie znajdują się natomiast następujące informacje:
Tytuł części powieści: Kobieco-męskie odyseje Wiktora
Autor: Wojciech Kaniuka
Logo OpinioLogia.pl na pomarańczowym tle
Autor grafiki: Wojciech Kaniuka
Opracowanie: Wojciech Kaniuka – OpinioLogia.pl
Komentarze