Czym będzie dla nas ten okres, w którym tak wiele się zmienia? Wytrąceni z codziennego trybu rzadko pozostajemy obojętni wobec sytuacji, która nas spotyka. Jakie emocje w nas wzbudza? W każdym trochę inne w zależności od tego, czym zajmowaliśmy się do tej pory, czy zmienił się nasz dzień, czy nadal będziemy mieć stały dochód, czy znajdujemy się w grupie podwyższonego ryzyka infekcji, czy przebywamy w środowisku potencjalnie zakaźnym, a wreszcie w zależności od naszego usposobienia i sposobów rozładowywania napięcia. Jest to temat do ciekawych rozważań psychologicznych i można mu poświęcić wiele stron, ja natomiast chcę w lakonicznym wręcz skrócie dokonać spojrzenia na tyle, na ile potrafię opartego na obserwacjach zjawisk toczących się w naszym kraju.
Jestem osobą pełną radosnego optymizmu, co mogą potwierdzić osoby, które spotkały mnie na swojej drodze, nie interesuje mnie polityka i w moim domu z najbliższymi istotami czuję się cudownie, a jednak informacje, które czytam na temat wydarzeń ostatnich tygodni, spowodowały we mnie nutę smutnego przygnębienia.
Jest mi przykro, że osoby, które pracują narażając swoje zdrowie dla ratowania innych są pozostawione samym sobie. Od 26 lat wykonuję zawód medyczny i oprócz olbrzymiej satysfakcji i poczucia misji towarzyszyło mi upokorzenie z powodu wynagrodzenia oraz warunków, w jakich pracowaliśmy. Teraz w jakże jaskrawy sposób widać stosunek ekipy rządzącej do personelu szpitali. Placówki błagają wręcz o środki ochrony osobistej, lampy UV do odkażania pomieszczeń, respiratory, polipropylen do szycia kombinezonów. Szpitale same zamawiają sprzęt typu rękawiczki, maski, przyłbice, kombinezony, gogle, środki odkażające, który do nich nie dociera, gdyż jest rekwirowany na granicy. Jednocześnie wychodzi oficjalna dyrektywa zakazu informowania kogokolwiek o warunkach, jakie panują w placówkach ochrony zdrowia. Pytam się, kto ma nie wiedzieć o tym, że lekarze, pielęgniarki, salowe, ratownicy, fizjoterapeuci, technicy RTG, analitycy laboratoryjni, kucharki, psycholodzy, sanitariusze, farmaceuci pracują bez zabezpieczeń i w ten sposób przyjmują na siebie i przenoszą dalej wszelkie dobrodziejstwa od pacjentów?
Serce wzrasta, kiedy słychać, ile osób pomaga, wspiera, szyje, dokarmia, kupuje i podarowuje to, co w tej chwili najpotrzebniejsze. Tak, jest w naszym społeczeństwie wiele osób robiących, co w ich mocy, aby ratować sytuację. Niepełnosprawna pani lat 96 z chorymi oczami i dłońmi szyje na swojej wiekowej maszynie 20 masek dziennie dla ludzi na froncie! To bardzo wzmacnia poczucie wspólnotowości i bezpieczeństwa. Ale, ale… nie jesteśmy na sali szkoleniowej, gdzie trener oddaje moc działania grupie. Żyjemy w społeczności o konkretnej strukturze pionowej, gdzie ktoś jest odpowiedzialny za życie obywateli. Więc pytający wzrok kieruję w górę i co widzę zamiast konkretnych zabezpieczeń dla ochrony zdrowia? Odmowę Ministerstwa Obrony Narodowej na transport ton materiałów dla polskich szpitali zakupionych przed Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Czy Państwo Czytelnicy rozumieją intencje? Czy chodzi o degradację odwiecznego konkurenta? Czy może MON 7 kwietnia będzie zajęty stanem wojennym w Polsce? A może celowo chodzi o wykończenie ochrony zdrowia, bo przecież masowo odchodzą na kwarantanny, a kolejne oddziały i całe szpitale, stacje dializ są zamykane? Lekceważenie tej gałęzi, która nigdy silna nie była, a teraz, kiedy tysiące, miliony pacjentów na nią wskoczą, złamie się w momencie, jest dla mnie nie do pojęcia. Być może mam wygórowane wymagania, ale wyobrażam sobie, że przynajmniej z państwowej służbie zdrowia powinien panować porządek, higiena i bezpieczeństwo, które zapewnia stosowne ministerstwo, a odnoszę wrażenie, że chaos, który był do przewidzenia, jest celowy.
Największe ogniska zakażeń są nie tylko w szpitalach, ale co równie smutne w Domach Pomocy Społecznej i Zakładach Opiekuńczo – Leczniczych. Miałam nieprzyjemność jeździć do pacjentów w takie miejsca, to są wylęgarnie wszelkiego rodzaju drobnoustrojów, wracałam zawsze ztraumatyzowana warunkami, w jakich przebywają pacjenci i przygnębiającą atmosferą zbliżającej się śmierci. Daję sobie obie ręce obciąć, że kiedy nasz znajomy w koronie tam trafi, ubije 80% pensjonariuszy. Przerażające, ale jakie szanse mają osoby o żadnej odporności, schorowane i wiekowe w wielkim skupisku? Przepraszam co wrażliwszych za porównanie, ale w czasach zarazy przypomina mi to obozy zagłady. Czy da się zapobiec takim tragediom? Ja bym zalecała rodzinom odbieranie bliskich na ten trudny czas, ale wiem, że to nie jest rozwiązanie dla wszystkich. Tutaj też byłoby miejsce na popisanie się opiekuńczego państwa…
Czy możemy czuć się bezpiecznie, jeśli tam, gdzie w tej chwili toczy się walka o życie, wojownicy kupują środki ochrony osobistej z własnej kieszeni, bo pracodawca, czytaj państwo, im ich nie zapewnia? Na ile dni wystarczy jeszcze medyków, skoro masowo są usuwani z systemu ratownicy, pielęgniarki, sanitariusze, lekarze? Co z pacjentami potrzebującymi natychmiastowej opieki? Lekarzy nie włącza się do obrad zespołów zarządzania kryzysowego, więc system sam się nie uzdrowi. Wielebnego raka nie można poprosić, żeby zechciał wstrzymać się od rozrostu na parę miesięcy. Dializy też nie da się przesunąć. Jak można wnioskować do zawałów i udarów, aby zechciały zaczekać, skoro w ich przypadku liczy się każda minuta? Liczba zgonów pobocznych będzie zatrważająca. I tych pacjentów, którzy nie otrzymali pomocy, nie będzie w statystykach koronawirusa.
A jak w tej chwili wygląda ochrona osób starszych, na lekach immunosupresyjnych, w ciąży? W aptece środków ochrony brak, dezynfekujących też nikt sobie nie kupi w sklepie. To też nie leży w gestii państwa? Nie widać działań w tym kierunku. Zauważyłam jednak, że osoby z niepełnosprawnościami, o słabej odporności oraz przewlekle chore zostały wykluczone i de facto pozbawione prawa wyborczego. Złamany został art. 32 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Wyszła już dyrektywa zabraniająca szpitalom przyjmowania osób zakażonych powyżej 50 roku życia.
Ciekawa jestem, jakie w Was, drodzy Czytelnicy wzbudza to myśli i emocje. We mnie nie ma zgody na łamanie praw człowieka. Dlatego to, co dzieje się w naszym kraju, a o wielu rzeczach jeszcze nie napisałam, napawa mnie przerażeniem i olbrzymim zdumieniem, że do takich sytuacji doprowadza władza.
Aby nie zadręczać się napływającymi zewsząd, coraz trudniejszymi do zniesienia informacjami, staram się odwracać myśli ku rzeczywistości mi bliższej, czyli temu, co dzieje się u mnie w domu, we mnie. Wykorzystuję ten czas jakby wstrzymanego oddechu ludzkości na pracę twórczą, lektury pogłębiające moją wiedzę, refleksję, ciepły kontakt z rodziną i przyjaciółmi, bycie tu i teraz, relaks, zabawę… i dochodzę do wniosku, że chyba jestem szczęściarą, bo moje życie niewiele różni się od tego sprzed kwarantanny. Jestem zdrowa, jestem wolna, mam co jeść i kogo tulić. I takiego spokoju wewnętrznego Wam życzę, drodzy Czytelnicy. Pomimo szalejącej wokół zawieruchy, pozostańmy z uśmiechem grzejąc się przy domowym ognisku.
Bądźcie zdrowi!
Grafika:
Czas zagłady czy czas wzrostu?
Autorka zdjęcia: Monika Rozmysłowicz
Opracowanie: Wojciech Kaniuka – OpinioLogia.pl
Komentarze